Reklama

„Poczułem spełnienie, że to co robiłem do tej pory, przyniosło efekt i zostało docenione” – wywiad z Pawłem Sokolnickim, pierwszym asystentem Szymona Marciniaka

07/01/2023 10:41

„Powinieneś się uganiać za większą piłką, a nie mniejszą” – mówił Pawłowi Sokolnickiemu nauczyciel historii i trener Żbika Nasielsk, gdy ten łączył treningi piłki nożnej i tenisa stołowego. Dziś Paweł Sokolnicki jest sędzią międzynarodowym, który dostąpił zaszczytu prowadzenia finału mundialu. Z pierwszym asystentem Szymona Marciniaka rozmawiamy o rodzimym mieście, sukcesach sportowych, karierze sędziowskiej i finale Mistrzostw Świata w Katarze.

Sebastian Warowny, Kurier Nowodworski: Jest pan związany z gminą Nasielsk od urodzenia?

Paweł Sokolnicki, sędzia asystent piłkarski: Tak, jestem rodowitym nasielszczaninem. Pochodzę z Nasielska, a obecnie od 12 lat mieszkam na terenie Płocka i gminy Słupno, która jest ościenna do Płocka.

SW: W gminie Słupno mieszka również Szymon Marciniak?

PS: Tak.

SW: Trenował pan piłkę nożną w Żbiku Nasielsk. Jak pan wspomina tamten okres?

PS: Nie tylko piłkę nożną, ale jeszcze tenis stołowy z osiągnięciami nie tak małymi, bo byłem wielokrotnym zwycięzcą województwa ciechanowskiego, jak i regularnym uczestnikiem makroregionalnych turniejów kwalifikacyjnych do mistrzostw Polski. W piłkę nożną oczywiście też grałem w żbiczkach do wieku trampkarza. Gra w piłkę wzięła się stąd, że mój nauczyciel historii i WOS-u, pan Andrzej Zawadzki był trenerem grup młodzieżowych Żbika Nasielsk i zawsze mówił, że jestem szybki, dobry technicznie i powinienem grać w piłkę nożną. „Powinieneś się uganiać za większą piłką, a nie mniejszą” – twierdził. Wyszło tak, że już jakieś sukcesy miałem jako tenisista stołowy i mimo, że chciałem łączyć jedno z drugim, to jak się łapie dwie sroki za ogon, zazwyczaj coś nie wychodzi. Jak widać z piłki zrezygnowałem, żeby po latach znaleźć się po drugiej stronie.

SW: Jak rozpoczęła się pana kariera sędziowska?

PS: Na pierwszym roku studiów, brat mnie namówił. Powiedział, że wśród znajomych ma sędziów i może bym spróbował. Na początku byłem sceptycznie do tego nastawiony, ale z racji tego, że miałem sporo wolnego czasu, po zakończonych zajęciach w czasie studiów sprawdziłem, jak odbywa się kurs sędziowski. Uczęszczałem na niego w godzinach popołudniowych przy ulicy Banacha na Ochocie. I tak to się zaczęło…

SW: Ile czasu zajęło panu wejście na poziom Ekstraklasy?

PS: Pierwszy raz pojechałem na mecz Ekstraklasy w 2005 r., czyli zajęło mi to cztery lata. To były początki, trzeba być sprawdzonym, zobaczyć jak to wszystko wygląda. Jest się ocenianym przez kolegium sędziowskie i jeśli się spełnia pewne wymagania, to przechodzimy do systematycznego sędziowania. Aczkolwiek na ów czas nie było jeszcze zawodowstwa i to dopiero raczkowało; jak się sędziowało jeden mecz Ekstraklasy na miesiąc – jak to miało miejsce w moim przypadku – to było naprawdę dużo. W 2009 r. PZPN zaproponował mi kontrakt zawodowy, rok później zostałem sędzią międzynarodowym i tak to już nabrało rozpędu, w połączeniu z tym, że poznaliśmy się z Szymonem, stworzyliśmy zespół i wszystko zaczęło się rozwijać w tempie ekspresowym.

SW: Nominacja na sędziego międzynarodowego przyspieszyła pana karierę. Pierwszy poważny turniej na jakim pan pracował to Euro 2016. Co z niego najbardziej zapadło w pamięć?

PS: Wcześniej też były Mistrzostwa Europy do lat 21 w Czechach, na których sędziowaliśmy mecz otwarcia i finał, co prawda młodzieżowe, ale to też jest zawsze taka weryfikacja przed większą imprezą, która miała miejsce w późniejszym czasie. Wracając do pierwszej imprezy seniorskiej, zgadza się, to były Mistrzostwa Europy we Francji. Zobaczyłem tam, jak wygląda piłka profesjonalna na dużym turnieju. Oczywiście wcześniej też sędziowaliśmy drużyny narodowe w meczach eliminacyjnych, ponieważ to był jeden z elementów kwalifikacyjnych nas – sędziów – do głównego turnieju. Jednak we Francji zobaczyliśmy, jak to wygląda od środka, jaka jest otoczka tego wszystkiego i jak to funkcjonuje. Poradziliśmy sobie bardzo dobrze, zebraliśmy znakomite recenzje, ale z racji tego, że byliśmy młodzi, bez doświadczenia, to wiadomo, że nie będziemy sędziować od razu najważniejszych meczów. Zostaliśmy wyznaczeni na dwa mecze w grupie, a później jeszcze jeden w fazie pucharowej. Ja i Szymon zostaliśmy na dalszą fazę turnieju. Szymon pełnił funkcję sędziego technicznego, a ja rezerwowego sędziego asystenta do półfinału. Na tym etapie skończyliśmy swoją pracę i wróciliśmy do Polski.

SW: Jak pan zareagował, gdy Pierluigi Collina oznajmił wam, że to właśnie polska ekipa sędziowska na czele z Szymonem Marciniakiem zostanie desygnowana na finał najważniejszej piłkarskiej imprezy?

PS: Jest to uczucie, które ciężko opisać werbalnie. To coś niesamowitego. Uczucie spełniania, poczucie, że to, co się robiło do tej pory, przyniosło efekt i przede wszystkim zostało docenione. Pierwsza reakcja to niesamowita radość i szczęście, że posędziujemy finał mistrzostw świata. Czuliśmy, że to jest wyjątkowy moment, ale szybko też trzeba zejść z tego stanu euforii do stanu przygotowania, więc może to i dobrze, że jest taki krótki czas od ogłoszenia nominacji do meczu, żeby się skupić na spotkaniu finałowym i docelowym przygotowaniu.

SW: Emocje po finale nadal buzują, czy zdążył pan ochłonąć?

PS: Nie, tu już trzeba skupić się na następnych przygotowaniach. Niebawem rusza Ekstraklasa, aczkolwiek byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że emocje nie tkwiły we mnie przez jakiś czas. Natomiast kluczowe były dla mnie święta i spotkanie z rodziną, a to sprawiło, że finał mundialu przeszedł do historii. Za trzy tygodnie rusza Ekstraklasa, później rozgrywki europejskie, w tym mecze Ligi Mistrzów, więc my musimy być w fazie przygotowań, co zresztą czynimy.

SW: W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego powiedział pan, że z finału najbardziej zapamiętał symulkę Thurama. Z pana perspektywy to wyglądało na ewidentny rzut karny?

PS: Tak, pierwsza moja myśl była taka, że to jest rzut karny. Pracując jako sędzia asystent oczywiście mam inną perspektywę. Jak się okazało nie tylko ja tak myślałem, ponieważ w telewizji wyglądało to w pierwsze tempo też wątpliwie. Nawet francuscy zawodnicy i trener, którzy się za mną rozgrzewali też byli przeświadczeni o rzucie karnym. Szybkie potwierdzenie z wozu VAR przez Tomka Kwiatkowskiego sprawiło, że nasza pewność wciąż była niezachwiana. Szymon był świetnie ustawiony i podjął bardzo dobrą decyzję.

SW: Na finał ściągnął pan do Kataru swoją rodzinę. Jak oni to przeżywali?

PS: Mój syn trenuje piłkę nożną w klubie, więc dla niego to było wyjątkowe przeżycie. Główny impuls wypłynął od Niego. Dzięki temu żona, córka i syn mogli zobaczyć mnie, jak pracuje na najważniejszym meczu świata, zarazem wspierając mnie swoją obecnością.

SW: Chciałem pana zapytać, czy w Nasielsku zorganizowano panu honorowe przywitanie po powrocie z Kataru, ale skoro nie mieszka tam pan od 12 lat, to zapewne nic takiego nie miało miejsca?

PS: Moja mama i brat oczywiście nadal mieszkają na terenie gminy Nasielsk. Ja odwiedziłem ich w okresie świąteczno-noworocznym i w każdej wolnej chwili przyjeżdżam w rodzinne strony. Jeśli chodzi o stronę oficjalną ze strony włodarzy miasta, o którą pan pyta, nic takiego nie miało miejsca, ale trzeba wziąć pod uwagę, że powrót z mistrzostw zbiegł się z czasem świątecznym. Natomiast mam zaproszenie od przedstawiciela Gminy na spotkanie, które odbędzie się w styczniu.

SW: Pytam, bo wydaje mi się, że jest pan teraz obok Jarosława "Pashy" Jarząbkowskiego najbardziej rozpoznawalną osobą pochodzącą z gminy Nasielsk.

PS: Z Jarkiem mam kontakt i cieszę się bardzo, że osiągnął globalny sukces w e-sporcie i prawdę mówiąc jest żywą legendą. Był jedną spośród setek osób, które gratulowały mi po meczu finałowym.

SW: Przed panem kolejne sędziowskie wyzwania. Czego mogę panu życzyć? Finału Ligi Mistrzów?

PS: Chyba tak, bo po finale mistrzostw Europy jest to najważniejszy mecz do sędziowania na Starym Kontynencie. Jeden jest najważniejszy z punktu widzenia klubowego, drugi narodowego. Finał tych rozgrywek byłby ukoronowaniem całego sezonu, bo naprawdę idzie nam dobrze i oby tak pozostało do końca. Trzeba utrzymać tę formę, będziemy teraz podwójnie oceniani, nie tylko na arenie międzynarodowej, ale też na naszym krajowym podwórku.

SW: Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w nowym roku.

PS: Ja również dziękuję i pozdrawiam noworocznie wszystkich czytelników.

fot. archiwum Pawła Sokolnickiego

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo kuriernowodworski.pl




Reklama
Wróć do