
„Powinieneś się uganiać za większą piłką, a nie mniejszą” – mówił Pawłowi Sokolnickiemu nauczyciel historii i trener Żbika Nasielsk, gdy ten łączył treningi piłki nożnej i tenisa stołowego. Dziś Paweł Sokolnicki jest sędzią międzynarodowym, który dostąpił zaszczytu prowadzenia finału mundialu. Z pierwszym asystentem Szymona Marciniaka rozmawiamy o rodzimym mieście, sukcesach sportowych, karierze sędziowskiej i finale Mistrzostw Świata w Katarze.
Sebastian Warowny, Kurier Nowodworski: Jest pan związany z gminą Nasielsk od urodzenia?
Paweł Sokolnicki, sędzia asystent piłkarski: Tak, jestem rodowitym nasielszczaninem. Pochodzę z Nasielska, a obecnie od 12 lat mieszkam na terenie Płocka i gminy Słupno, która jest ościenna do Płocka.
SW: W gminie Słupno mieszka również Szymon Marciniak?
PS: Tak.
SW: Trenował pan piłkę nożną w Żbiku Nasielsk. Jak pan wspomina tamten okres?
PS: Nie tylko piłkę nożną, ale jeszcze tenis stołowy z osiągnięciami nie tak małymi, bo byłem wielokrotnym zwycięzcą województwa ciechanowskiego, jak i regularnym uczestnikiem makroregionalnych turniejów kwalifikacyjnych do mistrzostw Polski. W piłkę nożną oczywiście też grałem w żbiczkach do wieku trampkarza. Gra w piłkę wzięła się stąd, że mój nauczyciel historii i WOS-u, pan Andrzej Zawadzki był trenerem grup młodzieżowych Żbika Nasielsk i zawsze mówił, że jestem szybki, dobry technicznie i powinienem grać w piłkę nożną. „Powinieneś się uganiać za większą piłką, a nie mniejszą” – twierdził. Wyszło tak, że już jakieś sukcesy miałem jako tenisista stołowy i mimo, że chciałem łączyć jedno z drugim, to jak się łapie dwie sroki za ogon, zazwyczaj coś nie wychodzi. Jak widać z piłki zrezygnowałem, żeby po latach znaleźć się po drugiej stronie.
SW: Jak rozpoczęła się pana kariera sędziowska?
PS: Na pierwszym roku studiów, brat mnie namówił. Powiedział, że wśród znajomych ma sędziów i może bym spróbował. Na początku byłem sceptycznie do tego nastawiony, ale z racji tego, że miałem sporo wolnego czasu, po zakończonych zajęciach w czasie studiów sprawdziłem, jak odbywa się kurs sędziowski. Uczęszczałem na niego w godzinach popołudniowych przy ulicy Banacha na Ochocie. I tak to się zaczęło…
SW: Ile czasu zajęło panu wejście na poziom Ekstraklasy?
PS: Pierwszy raz pojechałem na mecz Ekstraklasy w 2005 r., czyli zajęło mi to cztery lata. To były początki, trzeba być sprawdzonym, zobaczyć jak to wszystko wygląda. Jest się ocenianym przez kolegium sędziowskie i jeśli się spełnia pewne wymagania, to przechodzimy do systematycznego sędziowania. Aczkolwiek na ów czas nie było jeszcze zawodowstwa i to dopiero raczkowało; jak się sędziowało jeden mecz Ekstraklasy na miesiąc – jak to miało miejsce w moim przypadku – to było naprawdę dużo. W 2009 r. PZPN zaproponował mi kontrakt zawodowy, rok później zostałem sędzią międzynarodowym i tak to już nabrało rozpędu, w połączeniu z tym, że poznaliśmy się z Szymonem, stworzyliśmy zespół i wszystko zaczęło się rozwijać w tempie ekspresowym.
SW: Nominacja na sędziego międzynarodowego przyspieszyła pana karierę. Pierwszy poważny turniej na jakim pan pracował to Euro 2016. Co z niego najbardziej zapadło w pamięć?
PS: Wcześniej też były Mistrzostwa Europy do lat 21 w Czechach, na których sędziowaliśmy mecz otwarcia i finał, co prawda młodzieżowe, ale to też jest zawsze taka weryfikacja przed większą imprezą, która miała miejsce w późniejszym czasie. Wracając do pierwszej imprezy seniorskiej, zgadza się, to były Mistrzostwa Europy we Francji. Zobaczyłem tam, jak wygląda piłka profesjonalna na dużym turnieju. Oczywiście wcześniej też sędziowaliśmy drużyny narodowe w meczach eliminacyjnych, ponieważ to był jeden z elementów kwalifikacyjnych nas – sędziów – do głównego turnieju. Jednak we Francji zobaczyliśmy, jak to wygląda od środka, jaka jest otoczka tego wszystkiego i jak to funkcjonuje. Poradziliśmy sobie bardzo dobrze, zebraliśmy znakomite recenzje, ale z racji tego, że byliśmy młodzi, bez doświadczenia, to wiadomo, że nie będziemy sędziować od razu najważniejszych meczów. Zostaliśmy wyznaczeni na dwa mecze w grupie, a później jeszcze jeden w fazie pucharowej. Ja i Szymon zostaliśmy na dalszą fazę turnieju. Szymon pełnił funkcję sędziego technicznego, a ja rezerwowego sędziego asystenta do półfinału. Na tym etapie skończyliśmy swoją pracę i wróciliśmy do Polski.
SW: Jak pan zareagował, gdy Pierluigi Collina oznajmił wam, że to właśnie polska ekipa sędziowska na czele z Szymonem Marciniakiem zostanie desygnowana na finał najważniejszej piłkarskiej imprezy?
PS: Jest to uczucie, które ciężko opisać werbalnie. To coś niesamowitego. Uczucie spełniania, poczucie, że to, co się robiło do tej pory, przyniosło efekt i przede wszystkim zostało docenione. Pierwsza reakcja to niesamowita radość i szczęście, że posędziujemy finał mistrzostw świata. Czuliśmy, że to jest wyjątkowy moment, ale szybko też trzeba zejść z tego stanu euforii do stanu przygotowania, więc może to i dobrze, że jest taki krótki czas od ogłoszenia nominacji do meczu, żeby się skupić na spotkaniu finałowym i docelowym przygotowaniu.
SW: Emocje po finale nadal buzują, czy zdążył pan ochłonąć?
PS: Nie, tu już trzeba skupić się na następnych przygotowaniach. Niebawem rusza Ekstraklasa, aczkolwiek byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że emocje nie tkwiły we mnie przez jakiś czas. Natomiast kluczowe były dla mnie święta i spotkanie z rodziną, a to sprawiło, że finał mundialu przeszedł do historii. Za trzy tygodnie rusza Ekstraklasa, później rozgrywki europejskie, w tym mecze Ligi Mistrzów, więc my musimy być w fazie przygotowań, co zresztą czynimy.
SW: W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego powiedział pan, że z finału najbardziej zapamiętał symulkę Thurama. Z pana perspektywy to wyglądało na ewidentny rzut karny?
PS: Tak, pierwsza moja myśl była taka, że to jest rzut karny. Pracując jako sędzia asystent oczywiście mam inną perspektywę. Jak się okazało nie tylko ja tak myślałem, ponieważ w telewizji wyglądało to w pierwsze tempo też wątpliwie. Nawet francuscy zawodnicy i trener, którzy się za mną rozgrzewali też byli przeświadczeni o rzucie karnym. Szybkie potwierdzenie z wozu VAR przez Tomka Kwiatkowskiego sprawiło, że nasza pewność wciąż była niezachwiana. Szymon był świetnie ustawiony i podjął bardzo dobrą decyzję.
SW: Na finał ściągnął pan do Kataru swoją rodzinę. Jak oni to przeżywali?
PS: Mój syn trenuje piłkę nożną w klubie, więc dla niego to było wyjątkowe przeżycie. Główny impuls wypłynął od Niego. Dzięki temu żona, córka i syn mogli zobaczyć mnie, jak pracuje na najważniejszym meczu świata, zarazem wspierając mnie swoją obecnością.
SW: Chciałem pana zapytać, czy w Nasielsku zorganizowano panu honorowe przywitanie po powrocie z Kataru, ale skoro nie mieszka tam pan od 12 lat, to zapewne nic takiego nie miało miejsca?
PS: Moja mama i brat oczywiście nadal mieszkają na terenie gminy Nasielsk. Ja odwiedziłem ich w okresie świąteczno-noworocznym i w każdej wolnej chwili przyjeżdżam w rodzinne strony. Jeśli chodzi o stronę oficjalną ze strony włodarzy miasta, o którą pan pyta, nic takiego nie miało miejsca, ale trzeba wziąć pod uwagę, że powrót z mistrzostw zbiegł się z czasem świątecznym. Natomiast mam zaproszenie od przedstawiciela Gminy na spotkanie, które odbędzie się w styczniu.
SW: Pytam, bo wydaje mi się, że jest pan teraz obok Jarosława "Pashy" Jarząbkowskiego najbardziej rozpoznawalną osobą pochodzącą z gminy Nasielsk.
PS: Z Jarkiem mam kontakt i cieszę się bardzo, że osiągnął globalny sukces w e-sporcie i prawdę mówiąc jest żywą legendą. Był jedną spośród setek osób, które gratulowały mi po meczu finałowym.
SW: Przed panem kolejne sędziowskie wyzwania. Czego mogę panu życzyć? Finału Ligi Mistrzów?
PS: Chyba tak, bo po finale mistrzostw Europy jest to najważniejszy mecz do sędziowania na Starym Kontynencie. Jeden jest najważniejszy z punktu widzenia klubowego, drugi narodowego. Finał tych rozgrywek byłby ukoronowaniem całego sezonu, bo naprawdę idzie nam dobrze i oby tak pozostało do końca. Trzeba utrzymać tę formę, będziemy teraz podwójnie oceniani, nie tylko na arenie międzynarodowej, ale też na naszym krajowym podwórku.
SW: Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w nowym roku.
PS: Ja również dziękuję i pozdrawiam noworocznie wszystkich czytelników.
fot. archiwum Pawła Sokolnickiego
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie