„Wychodzę z założenia, że największym potencjałem tego miasta są jego mieszkańcy i to oni powinni decydować o tym, co faktycznie jest w ich mieście realizowane” – mówi dyrektor Twierdzy Modlin, Sebastian Sosiński, który jest kandydatem komitetu Odnowa w wyborach na burmistrza Nowego Dworu Mazowieckiego. O tym, jak zamierza przekonać do siebie mieszkańców, opowiedział w rozmowie z naszym portalem.

Sebastian Warowny, Kurier Nowodworski: Kilka dni temu oficjalnie ogłosił Pan swoją kandydaturę na stanowisko burmistrza Nowego Dworu Mazowieckiego. Co skłoniło Pana do podjęcia tej decyzji?

Sebastian Sosiński, dyrektor Twierdzy Modlin: To jest w zasadzie wypadkowa kilku rzeczy. Jedną z nich jest to, że działam aktywnie w naszym mieście odkąd pamiętam. W zasadzie próbowałem to sobie nawet policzyć… 23 lata to jest aktywność społeczna w różnych organizacjach. Prawie 10 lat byłem urzędnikiem. Od 10 lat jestem związany z biznesem. Uważam, że mam doświadczenie, na które składa się znajomość samorządu, świadomość problemów miasta i zaangażowanie w pracę społeczną – taką prawdziwą, docierającą do właściwych odbiorców, a nie realizowaną dla zdjęć na Instagramie. Po latach aktywności w Nowym Dworze Mazowieckim stwierdziłem, że dobrze byłoby wykorzystać swoje doświadczenie i dorobek do tego, żeby coś konkretnego zaoferować temu miastu. Żeby mieć realny wpływ na zmianę, potrzebna jest sprawczość. Gdy dochodzi się do ściany, która uniemożliwia realizację naszych pomysłów, możemy albo krytykować (często anonimowo) aktualny stan, albo podwinąć rękawy i wziąć odpowiedzialność za swoją wizję. Ja zdecydowanie należę do osób, które robią to drugie.

To chyba była trudna decyzja? Będzie Pan w stanie porzucić swoje dotychczasowe życie zawodowe?

Tak, to była trudna decyzja, ale raczej ze względu na to, że oddziałuje też na życie moich bliskich. Nie boję się sprawowania urzędu burmistrza, bo nie boję się wyzwań i jestem pewien rozwiązań, które proponujemy jako ODNOWA. Będąc emocjonalnie związanym z Nowym Dworem Mazowieckim, zakładam, że jest to po prostu kolejny etap mojej aktywności.

Jest Pan związany z Nowym Dworem Mazowieckim od urodzenia. Pana przodkowie mieli realny wpływ na rozwój i kształtowanie tego miasta. Czy Pana rodzinna historia miała jakieś znaczenie w podjęciu tej decyzji?

Historia ma wielkie znaczenie, bo musimy wiedzieć, skąd przyszliśmy, żeby wiedzieć dokąd idziemy. Mój dziadek był przez 19 lat kierownikiem jednej z nowodworskich szkół, drugi dziadek był obrońcą Modlina z 1939 roku. Historie rodzinne przełożyły się więc na zainteresowanie historią miasta, popularyzowania jej i wiele projektów, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem dziś. Ten emocjonalny stosunek do miejsca, w którym żyję, spowodował, że chcę dla niego jak najlepiej. Był z pewnością jednym z wielu czynników, które miały wpływ na decyzję o starcie w wyborach.

Na palcach jednej ręki nie sposób zliczyć wszystkich funkcji, jakie Pan sprawuje. Zarządzanie zabytkami i organizacjami turystycznymi nie jest Panu obce, ale czy będzie Pan to potrafił przełożyć na zarządzenie blisko 30-tysięcznym miastem?

Każda z tych funkcji dała mi doświadczenie i kontakt z mieszkańcami. Dzięki temu dziś czuję się w pełni przygotowany do sprawowania funkcji burmistrza. Owszem, rozumiem, że 30 tysięcy mieszkańców to zupełnie inna skala, ale wszystkie projekty realizowałem ze swoimi zespołami. Mam doświadczenie w zarządzaniu ludźmi i budowaniu skutecznych zespołów. Sprawując funkcje kierownicze, zawsze zaczynam od poznania specyfiki pracy w danym obszarze. Nauczyłem się tego przez ostanie lata, realizując projekty o ponadregionalnym zasięgu. Często sam podwijam rękawy, żeby realnie współpracować przy realizowaniu ich obowiązków. Tylko rozumiejąc każdy element danego procesu, można efektywnie nim zarządzać. Gdy 10 lat temu rozpoczynaliśmy w Twierdzy Modlin rozwój aktywności turystycznych, przez całą majówkę sprzedawałem bilety turystom, rozmawiałem z nimi, słuchałem ich rekomendacji. Na tej podstawie planowałem kolejne działania i wprowadzałem zmiany. Być może dlatego liczba odwiedzających nas turystów wzrosła od tego czasu o ponad 1800%.

fot. Łukasz Szablak

Czy doświadczenie w pozyskiwaniu funduszy dla organizacji pozarządowych może zostać wykorzystane w zarządzaniu finansami miasta, szczególnie w kontekście obecnego zadłużenia, które wynosi 60 mln zł?

Tak, jak mówiłem, mam bardzo duże doświadczenie praktyczne. Moje zaangażowanie w pozyskiwanie środków dla organizacji pozarządowych wzięło się z tego, że pracując przed wielu laty w urzędzie miejskim, byłem członkiem zespołu ds. pozyskiwania środków. I tam realizowałem projekty, których efekty cały czas są widoczne w przestrzeni publicznej. Mam wiedzę na temat funkcjonowania funduszy zewnętrznych i obszarów, gdzie można się o nie starać. Nie boję się o kwestie związane z przekuciem tych umiejętności na rzecz miasta, bo ja to już dla miasta robiłem i to robiłem od strony praktycznej.

Wyborcy, idąc głosować, oczekują zmian na lepsze. Jako kandydat na burmistrza, co im Pan zaoferuje?

Potencjał Nowego Dworu Mazowieckiego jest określany lotniskiem, wspaniałą historią, trzema rzekami i oczywiście te elementy można wykorzystać. Ja jednak wychodzę z założenia, że największym potencjałem tego miasta są jego mieszkańcy i to oni powinni decydować o tym, co faktycznie jest w ich mieście realizowane. Można to zrobić, tylko tworząc naszą rzeczywistość w sposób partycypacyjny, tzn. tak, aby mieszkaniec na każdym kroku mógł mieć realny wpływ na to, co się dzieje. Nie raz na 5 lat przy urnie, tylko działając aktywnie cały czas. Oczywiście sytuacja ekonomiczna, czyli kwestie związane z budżetem, jest wyzwaniem. Pamiętajmy jednak, że Nowy Dwór Mazowiecki ma około 200-milionowy budżet, więc 60-milionowy dług stanowi trochę ponad ¼ rocznego budżetu. Musimy zacząć od realnych strategii, wieloletniego planu inwestycyjnego i planu rewitalizacji, który jest olbrzymią szansą dla tego miasta pod warunkiem, że będzie zrobiony w sposób bardzo przemyślany.

A konkrety? Jakie, Pana zdaniem, są najważniejsze problemy miasta, które należy rozwiązać?

Jesteśmy w czasie kampanii wyborczej i mam poczucie, że słyszymy w tej chwili wiele obietnic bez pokrycia. Tymczasem takie deklaracje trzeba składać w sposób przemyślany. Dlatego, jako Odnowa, proponujemy realny program oparty na dużym wpływie mieszkańców. Wysokim priorytetem jest dostępność do usług. Miastu „na już” potrzeba 3 żłobków i minimum 1 przedszkola. Każda placówka ma potrzeby związane z remontami, „piątka” potrzebuje sali gimnastycznej. Także komunikacja autobusowa to obszar do całkowitego przebudowania. Dołączenie do programu Warszawa+, a dzięki temu dofinansowanie do biletów, to pierwszy krok w kierunku ułatwień dla osób, które pracują w stolicy. Korki? Potrzebny jest audyt drogowy i nowa organizacja ruchu w obrębie centrum miasta. Realne ulgi dla osób, które płacą podatki w naszym mieście zagwarantuje Karta Podatnika. Oczywiście, musimy od nowa ułożyć relacje z deweloperami tak, aby partycypowali w kosztach tworzenia infrastruktury miejskiej i zrozumieli, że jest to również w ich interesie. Ten proces wesprze proponowany przez nas zespół urbanistyczny, a docelowo miejski urbanista lub architekt. Mieszkańcy potrzebują rzecznika, który zadba o ich problemy i zapewni dialog z inwestorami realizującymi swoje projekty mieszkaniowe. To mądry, konsultowany ze specjalistami program. Można zapoznać się z nim na stronie ndmodnowa.pl

Advertisement

Startuje Pan z komitetu Odnowa. Widzi Pan realne szanse na zdobycie większości w radzie miejskiej?

Chciałbym, żeby do rady miejskiej dostały się kreatywne osoby, które chcą zmieniać to miasto. Takich osób u nas nie brakuje, ale takie osoby są też na listach innych komitetów, dlatego jestem otwarty na współpracę z każdym, kto chce współpracować. Ubolewam nad tym, że dziś obowiązuje u nas zasada „zwycięzca bierze wszystko”. Żyjemy w 30-tysięcznej społeczności, a w samorządzie nie ma miejsca na politykę. Nawet jeśli dany komitet ma w radzie tylko pięciu czy sześciu radnych, to równa się to tysiącom głosów mieszkańców, którzy chcieli mieć w tym organie swoich przedstawicieli. Uważam, że najważniejsze jest to, aby przyszli radni umieli ze sobą rozmawiać, a nie służyli partykularnym interesom liderów swoich ugrupowań. Bo tu nie ma miejsca na kłótnie i animozje. Wiem, że to brzmi bardzo idealistycznie, natomiast nie może być tak, że wygrywa jedna opcja i to ona sprawuje władzę, a pozostała część jest zepchnięta gdzieś do rogu, bo to tylko będzie powodowało zaognianie tej sytuacji. Naszym pomysłem jest to, żeby wprowadzić parytety – aby te osoby z komitetów, które znajdą się w „opozycji”, też były reprezentowane w prezydium rady i miały możliwość realizowania swoich postulatów. Chciałbym, żeby jedyną opozycją w tym mieście były jego problemy.

Jakie wyzwania stoją przed nowodworskim samorządem w ciągu najbliższych pięciu lat?

Chciałbym, żebyśmy chętniej poświęcali czas na konstruktywną dyskusję niż anonimowe wojny internetowe. Dlatego sam nie zajmuję się udowadnianiem, że pozostali kandydaci są gorsi. Ten czas poświęcam na to, aby pokazać, że moja kandydatura jest lepsza. Pilnym zagadnieniem jest program rewitalizacji, który musimy uchwalić w tym roku. Daje on miastu wielką szansę na rozpoczęcie procesów umożliwiających duży krok w kierunku poprawy urbanistycznej, zachowania zieleni i zaplanowania niezbędnych inwestycji. Wyzwaniem będzie umiejętne zagospodarowanie środków z KPO. Dużym wyzwaniem będzie również znalezienie pieniędzy na inwestycje i określenie ich priorytetów. Dziś budujemy to, na co dają dofinansowania. Tymczasem nie zawsze to, na co dają, to rzeczywiście to, czego jako miasto potrzebujemy i jesteśmy w stanie utrzymać. Musimy szukać oszczędności i nastawiać jednostki miejskie na to, aby korzystały ze środków zewnętrznych, ale też lepiej zarządzały mieniem, które już mają – tak, aby optymalizować ich przychód. Każda udana aktywność na tym polu to oddech dla budżetu miasta. Myśląc o konkretnych inwestycjach, musimy wiedzieć, jakim obciążeniem dla budżetu będzie ich utrzymanie. Musimy więc planować je z dużym wyprzedzeniem.

Dziękuję za rozmowę.

Advertisement